Jest rok 1939, na krótko przed wybuchem II wojny światowej. Wojska niemieckie przekraczają granice Polski. Do odległego prowincjonalnego, słonecznego toskańskiego miasteczka Arezzo przybywa wraz ze swoim przyjacielem - poetą Ferruccio (Sergio Bustric) zabawny pół krwi Żyd, lekkoduszny Guido (Roberto Benigni). Giudo marzy o prowadzeniu...
i zaraz mi się dostanie, bo kompletnie nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Pierwsze co mi się nie podobało to pierwsza część filmu przed wyjazdem do obozu. Nudne zbyt długie bzdury, które nic nie wnoszą. Jeśli chodzi o pobyt w obozie i wszystkie dziwne zachowania ojca no to w sumie dziwie się, że przetrwał tak...
Ja wychodząc z kina zatykałam sobie nos palcami. Ryczeli zresztą chyba wszyscy. A ponieważ wychodząc z sali projekcyjnej, musieliśmy przejść obok ludzi czekających na następny seans widok zapewne stanowiliśmy dość osobliwy - cała sala ryczących ludzi...
Niesamowicie poruszający film!